Motocykle a sprawa karpia, czyli wreszcie dotarliśmy!

Dzień doberek, wita Jaro ponownie. Pisałem ostatnio co nieco na temat wypadu motocyklowego pod smacznym tytułem „Mam smaka na … karpia”. No więc… (a pani w szkole zawsze powtarzała – „nigdy nie zaczynaj zdania od »no więc«!” :))… Wracając do tematu – wyjazd zbliżał się wielkimi krokami, maszyny zawczasu przygotowaliśmy do długiej drogi, w końcu mniej więcej 500 kilometrów to nie takie byle co! Dyskutowaliśmy, w co by się tu zaopatrzyć, co trzeba koniecznie mieć ze sobą, kiedy to Misiek bez ogródek stwierdził:
– Ja tam żadnego żarcia ze sobą nie biorę – piwo kupisz wszędzie, a jeść to ja zamierzam karpia codziennie, co by mi do wigilii starczyło!
Na to sobie myślę, kurna Misiek, chyba masz rację, przecież ta cała Małopolska pewnie nie taka aż mała, sklepy chyba mają, co nie? 🙂

No i okazało się, że Małopolska miała te sklepy, hehe. 🙂 Ponadto pięknie nas przywitała. Pogoda nam siadła jak rzadko. Do tego załapaliśmy się na dwie imprezy w okolicy – to trzeba mieć serio szczęście, że dwa takie wydarzenia jedno po drugim, w odstępie pięciu dni, a na nich zabawy, koncerty, jakieś pokazy, a przede wszystkim kulinarne smakołyki z okolicy. No i ten wymarzony Miśkowy karp!!! Misiek, ty to normalnie do tego twojego karpiowego boga jakieś modły dziękczynne powinieneś składać… Najpierw dowiedzieliśmy się, że są jakieś targi karpia – w zasadzie to nie samego karpia, tylko Doliny Karpia. Ale idea wpisywała się w temat naszej wycieczki. No to się wybraliśmy! A tu nie mija kilka dni i dożynki w Osieku! I znowu kolejna porcja regionalnych przysmaków z Małopolski. A co jeszcze oprócz tego? Koncert, i to nie, że jakaś lokalna, mało znana gwiazdeczka, ale Czarno-Czarni! Kojarzycie chyba „chcę oglądać twoje nogi (nogi, nogi, nogi), chcę, byś założyła mini (mini, mini, mini)”, nie? No to normalnie oni tam grali! W Osieku! Ale jaja…

 

Wichrowe Wzgórze zdobyte!

Noclegi, jak już była o tym mowa wcześniej, mieliśmy w tym całym „Wichrowym Wzgórzu” poleconym przez Maćka. I piąteczka Maćkowi za to, bo dobrze nam chłop wskazał. Najważniejsze to dla nas było to, że oprócz wygodnego łóżka i tych wszystkich oczywistych dupereli, to mieliśmy gdzie bezpiecznie zostawić nasze motory. Parking przy posesji, zamykana brama i od razu człowiekowi jakoś tak lepiej się śpi. 🙂

Wesoły był ten nasz wypad, nie powiem. Każdy z nas załapał się tam na coś dla siebie. Nie mówię nawet o Miśku, bo ten to wygrał najwięcej! I faktycznie, tak jak mówił, skubany, codziennie żarł tego karpia! Tu karp z grilla, tu wędzony, tam w galarecie, normalnie karp na 1000 sposobów! Nasz cichy Bolo to się cichcem wymykał, żeby swoje ptaszyny pooglądać. Potem nam opowiadał, że jakąś pliszkę widział, gdzieś tam jakaś cyranka, a i bocian czarny się nawinął. No to grubo! Dziewczyny też zadowolone, na targach biegały po stoiskach z rękodziełem i nakupowały jakichś pierdół. Nie no, żartuję, wszystko ładne oczywiście! 🙂 A mnie to najbardziej podobały się te widoki. Krajobraz – bajka. Jedziesz tak sobie i przemierzasz te krainy, pola, lasy, stawy… Hehe, taki romantyk tu się ze mnie zrobił 😉 No nic, polecam Wam wszystkim tę Małopolskę i tego karpia, co podobno słynny nawet na cały kraj jest. No słynny to on na pewno w będzie w Lubuskiem, bo my Miśka za te jego smaki to jeszcze dłuuuuugo będziemy męczyć…!

Pozdrawiam wszystkich, trzymajcie się!
– Jaro

Comments are closed.